„Pieniądze szczęścia nie dają” to stwierdzenie, z którym prawdopodobnie spotkał się każdy z nas przynajmniej raz w życiu. I choć każde tego typu powiedzenie czy przysłowie niesie ze sobą pewną ludową mądrość, nie sądzę, aby stało się sloganem bijącym rekordy popularności, zarówno w krajach wysoko rozwiniętych jak i krajach trzeciego świata.
Okazuje się, że nauka nie tylko je potwierdza, ale także dowodzi, że pieniądze wręcz obniżają poziom szczęścia, oczywiście w określonym kontekście. Badania psychologów i autorów książek na temat szczęścia, takich jak Ed Diener czy David Myers, mówią, że istnieje niska korelacja dochodów z naszym poczuciem szczęścia. Osoby żyjące w 1940 roku miały nawet nieco wyższy indeks odczuwanego szczęścia niż te w 2005 roku. Mimo znaczących różnic w poziomie życia i osiąganych dochodach.
Zapewne te fakty budzą kontrowersje wśród osób, które zmagają się z niewystarczającymi środkami do życia i marzą o tym, aby w końcu zakończyć etap odmierzania wydatków od pierwszego do pierwszego. Słusznie, gdyż badania te jednocześnie pokazują, że pieniądze szczęścia nie dają po osiągnięciu poziomu dochodów, który daje nam komfort. Co sprawia, że pieniądze przestają mieć znaczenie. Z kolei zbyt wysokie zarobki mogą powodować stres i negatywnie wpływać na nasze poczucie szczęścia.
Jeszcze większe kontrowersje może wzbudzić stwierdzenie, że „miłość szczęścia nie daje”, choć to także fakt. Niestety w języku polskim wyrażenie „miłość” zazwyczaj ograniczana jest do relacji męsko-damskiej i faktu zakochania. Dlatego ważne jest podkreślenie, że miłość może mieć różne wymiary i doskonale oddaje to starogreckie rozróżnienie na osiem jej rodzajów.
Jest zatem eros, czyli miłość o wymiarze cielesnym. Miłość zmysłowa i erotyczna, której fundamentem jest namiętność i pożądanie. Philia jest miłością braterską, łączy bliskich przyjaciół, charakteryzując się wiernością, lojalnością i poczuciem solidarności. Pilautia to z kolei miłość własna, która często mylona jest z narcyzmem. Jest to bowiem miłość do siebie rozumiana jako współczucie i empatia wobec siebie. Starożytni Grecy słusznie bowiem uważali, że aby dbać o innych, musimy najpierw zadbać o siebie i otoczyć się taką samą troską, jak otaczamy innych.
Kolejny rodzaj starożytnej miłości to Storge, czyli miłość pomiędzy członkami rodziny. To rodzaj uczucia, jakie łączy rodziców z dziećmi, czy dziadków i wnuków. Oparta jest na silnym przywiązaniu i wzajemnej trosce. Pragma to miłość dojrzewająca z czasem, skupia się na wzajemnym zrozumieniu i partnerstwie, spychając fizyczność i namiętność na drugi plan. Miłość Ludus można określić jako zauroczenie, natomiast Mania jako toksyczną formę miłości, która prowadzi do osaczania partnera ze względu na definiowanie swojej wartości poprzez uczucie.
Ostatnia z ośmiu rodzajów miłości, to Agape uznawana za najwyższą jej formę. Zarezerwowana dla sfery duchowej jako miłość czysta i bezinteresowna. Jej fundamentem jest dobroczynność, umiejętność przebaczania i empatia.
To rozróżnienie jest konieczne, aby zrozumieć naukowców i wyniki ich badań. Wiele osób wierzy, że znalezienie prawdziwej miłości i przypieczętowanie jej związkiem małżeńskim uszczęśliwi ich do końca życia. Badanie 25 000 osób przeprowadzone w ciągu 15 lat, z których 1716 pobrało się, łamie to przekonanie. Pokazuje bowiem, że poziom szczęścia osób, które zdecydowały się na związek małżeński był wyższy od tych, które nie zdecydowały się na małżeństwo, jednak tylko przez pierwsze dwa lata.
Po czym zrównał się z poziomem tych drugich, a nawet spadał, jeżeli osoba deklarowała, że jej małżeństwo nie jest udane. Można z tego wyciągnąć wniosek, to nie miłość, lecz ślub szczęścia nie daje. Chodzi jednak o coś innego. Miłość typu Eros czy Ludus są ograniczone w czasie i przejście do miłości Pragma czy Philia wymaga wysiłku i pracy. Choć relacje z ludźmi dają nam szczęście, nie warunkują go. Tak jak zakochanie się, czy zawarcie związku małżeńskiego nie jest gwarancją szczęśliwego życia po kres naszych dni.
Do listy rzeczy, które nie dają nam szczęścia zaliczają się także rzeczy materialne, perfekcyjne ciało, dobre stopnie czy awans w pracy. W każdym z tych przypadków działa mechanizm psychologiczny, o którym już pisałam we wcześniejszych wpisach, czyli hedonistyczna adaptacja, nazywana inaczej hedonistyczną bieżnią. Po prostu, szybko się do tego przyzwyczajamy i przestaje nas to cieszyć, staje się normą, choć chwilę wcześniej wydawało się ideałem godnym każdego poświecenia. Taka ludzka natura.
Na sam koniec zostawiłam jednak zmorę, z którą spotykam się najczęściej w rozmowach z ludźmi, a która nie tylko nie daje nam szczęścia, lecz je odbiera. Tą zmorą jest porównywanie się do innych, co może być zgubne, jeśli przedmiotem porównania jest zły punkt referencyjny, a wyrażając to bardziej osobowo, niewłaściwa osoba referencyjna.
Aby dać własny przykład, porównywanie się do kogoś, kto zajmuje się coachingiem od wielu lat nie będzie dla mnie na pewno źródłem szczęścia tylko frustracji i demotywacji, bo to nie jest właściwy punkt referencyjny. W ogóle porównywanie się do kogoś wykreśliłam ze swojego życia na rzecz inspirowania się innymi. Jeśli miałabym to robić, to tylko z kimś, kto tak jak ja, zajmuje się coachingiem od 3-4 lat i ma podobną do mojej historię zawodową. To jest właściwy punkt referencyjny.
Niestety media, ze szczególnym uwzględnieniem mediów społecznościowych, są źródłem ciągłych porównań. Według badań, każde dodatkowo oglądane 30 minut telewizji zmniejsza nasze poczucie szczęścia, gdyż mamy tendencję do porównywania się do osób, które tam widzimy, a to nie jest zazwyczaj prawdziwy świat. Tak jak media społecznościowe i wycinek życia ludzi, który chcą nam pokazać i który zamiast inspiracji, staje się często źródłem frustracji. Bo życie innych wydaje się lepsze i bardziej szczęśliwe.
Zatem jeśli pieniądze, zakochanie, rzeczy materialne, perfekcyjne ciało, dobre stopnie czy awans nie są źródłem trwałego szczęścia, co nim właściwie jest? Jak osiągnąć szczęście stałe kosztem zmiennego? Jak wynika z moich poprzednich wpisów, 50% szczęścia to wpływ naszej natury. Tutaj trudno coś zmienić, choć właściwa postawa i akceptacja siebie ma znaczenie. 10% ważą w poczuciu szczęścia okoliczności, na które możemy mieć wpływ, ale bywa i tak, że nie możemy nic z nimi zrobić. Pozostałe 40% to obszar, który możemy zagospodarować. I na tym zarządzaniu szczęściem i sobą w 40% jego obszaru zajmę się w kolejnych wpisach.